GRA FABULARNA W REALIACH GWIEZDNYCH WOJEN
Wątek Zamknięty
ZANE:Warrq widział jak Seco podnosi się z podłogi, wpatrując się w niego zawistnym spojrzeniem. Zdziwił się, bo widocznie przeliczył się myśląc, że wszyscy tutaj są anty-imperialni. Widział jak składa się do ataku, jak jego durastalowa pięść zaciska się by zadać mu cios- to, że siedział na podłodze utrudniało kaleeshowi wyprowadzić atak znienacka. Nazzar miał do wyboru dwa wyjścia: Uciąć mu tę łapę mieczem, albo zwiać. Przyszło jeszcze inne wyjście. Opierał się przecież o framugę drzwi- odbił się od niej by uderzyć o drugą część drzwi, podeprzeć się na nich jedną ręką, a drugą wyciągnął z paska miecz świetlny. Zapalił go, a ostrze zakończyło się wydłużać w tym miejscu, w którym dopiero stał...
SECORSHA:*Seco zamachnął się w powietrze, warcząc wściekle, ze udaremniony został jego cios. Wykręcił się w półpiruecie, odzyskując równowagę akurat w chwili, by w jego oczach mogła odbić się wysuwana klinga energetycznej broni. Osłupiał momentalnie, nieświadomie otwierając pysk z zaskoczenia. Nauczono go nienawidzić Jedi, ale tak naprawdę na żywo widział to pierwszy raz w życiu. Rozłożył ręce na boki w geście czegoś na kształt wycofania, poddania się. Może i tego nie był świadomy. Zaskoczenie było zbyt wielkie by można było wyczytać z jego twarzy cokolwiek więcej*
HAKON: *już w chwili kiedy Secorsha przejawiał pierwsze objawy gniewu, hakon był gotowy do interwencji, a kiedy ten zaatakował, starszy kaleesh poderwał się na równe nogi. Żałował od początku, ze się na to zgodził, ale zgodził się i teraz zależało mu by dolecieć na to przeklęte Utapau. W jednym kawałku. Widząc miecz nie był zaskoczony. Przecież nie od dziś wiadomo ze Jedi to żmije i doskonale się maskują, nie licząc się z niczym. Zdołał tez ukryć zaszczepioną w szkoleniu i wojennej praktyce, a także przez historię z Kalee nienawiść. Musiał ktoś tu myśleć racjonalnie. Choć nie zauważył nawet kiedy dobył klastera, który ściskał teraz w prawej dłoni* Secorsha, wyjdźmy stąd… *wymknął cicho, i bardzo oschle. Wziął Tessę za rękę i wyprowadził z kabiny*
SECORSHA*słowa Hakona sprawiły, ze wróciło mu myślenie, a rozłożone przed chwilą ramiona zacisnęły dłonie w pięści. Spojrzał nienawistnie na Warrq’q* tever... *warknął po kaleeshiansku po czym splunął mu pod nogi. Ślina wyglądała jak jakaś pożółkła żrąca substancja. Słychać było jak skrobie szczekami, zaciskając je. Poszedł za Hakonem. Nie omieszkał zamknąć za sobą włazu. Jakby w kabinie zostawił osobników z bardzo zakaźną chorobą...*
Offline
*Idąc przez pokład wsłuchiwał sie w kroki za sobą. Ich siłę, charakter, subtelne niewerbalne sygnały świadczące o stanie tego, kto idzie za nim. Nie wyklucza ataku, czy tego, ze usłyszy nagle więcej kroków. Uważał, ze postąpił słusznie. Miał posłuch u Secorshy. Nie mógł go stracić płonnymi dyskusjami, czy negocjacjami. Z resztą nie wyszło by to na dobre, z racji ze Seco najpierw robi, potem mówi a mysli na sam koniec. Typowo kaleeshianskie, trzeba było nauczyć się życia innym. Jak hakon. Po drodze zabrał Czarkę i swoje bagaże. Wirek z chlebem tez. Wszystko, co należało do niego. Na „mostku” zostało tylko kilka jego szmat. Teraz miał jeden cel- dotrwać do lądowania. Nie mógł pozwolić zwłaszcza na śmierć Tanga, bo to on kierował statkiem. Nie sadził, by jedi chciał go zabić, przecież walczyli po tej samej stronie. Cóz, kaleeshowie nie. Tego pewnie nie wiedział Secorsha, bo myślał dość wąsko. Jedi jedynie o jeden-dwa poziomy szerzej. Stali się tymi, którzy zniszczyli cywilizacje kaleeshów, sprawili, ze stali się oni cieniem dawnej potęgi. Wszystko w imię polityki, czy jak to się mówi „wyższego dobra” kreowanego kredytem, który ani jednej ani drugiej stronie nie był dany. Jak pojedynek ślepych akków. Ale mniejsza. Nie ma co psuć sobie nerwów, trzeba być rozsądnym, i przeżyć. Hakon pchnął drzwi do ładowni i usunął się na bok* właź
Offline
*szedł za Hakonem w milczeniu, nie dlatego, ze rozmyślał, a dlatego, ze wściekłość zabrała mu mowę. Czuł się bezpiecznie ze zwierzchnictwem Hakona. Z tym jego spokojem. Secorsha siedział, jaki jest. Pobudliwy, niezrównoważony i raptus. Często tego żałował. Podczas ataku na Tana – bardzo żałował i było mu głupio. Tym razem nie, był dumny ze swojej agresji i miał żal do losu, ze nie zdołał trafić. Ale nie był pewien wygranej. Dlatego chętnie przyjął nad sobą zwierzchnictwo Izvoshry, tak jak wcześniej mandalorianina. Tylko po pojawieniu się Hakona jego autorytet zwyciężył. Nastał pierwszy podział. Kaleeshowie i reszta. No i Tessa, ale Tessa była niejako częścią Hakona, choć Seco odnosił wrażenie, ze ten planował ją „wcisnąć” Tanowi. Wchodząc zatrzymał się i spojrzał Hakonowi w twarz. W to jego jedyne, spokojne oko* Widziałeś, kto to jest *szepnął po kaleeshiansku* Czemu go nie zabiłeś?
Offline
mógłbym uszkodzić panel *odparł na to hakon, wcale nie siląc się na wymyślenie czegoś oryginalnego. Kiedy już wszyscy znaleźli się wewnątrz, zamknął właz ręcznie* trafić mandalorianina… było dużo powodów. Zapomnij o nim, Secorsha. Wylądujemy i zniknie ci z oczu *zakończył wypowiedz, minął Seco i podszedł do miejsca, gdzie łapała kamera. Tam stanął. Niech zobaczą, ze jest spokojny, bez broni (aktywnej, bowiem blaster miał u pasa). Zależało mu na spokojnym locie i będzie się starał by taki pozostał mimo osobistych uprzedzeń*
Offline
*dziewczynka trzymając się kurczowo dłoni Hakona szła grzecznie tam gdzie on chce. Było jej troszkę przykro, że jakoś tak to wszystko powychodziło, no ale nic nie mówiła. Zerkała co chwilę to na Hakona to na całą resztę. Wzruszała co chwili ramionkami i gdy Hakon się zatrzymywał przytulała do jego nogi.*
Offline
*całej reszty dużo nie było. Całą reszta był Secorsha, który teraz stał plecami do włazu,z rękami odsuniętymi na boki i patrzył na Hakona* Tak nie może byc, oni niszczyli nasza planetę. Nasz dom, Hakon! Kalee! *ścisnął pięści podnosząc je na wysokość przepełnionej gniewem twarzy* Nasze Kalee, a Ciebie, i innych Izvoshra powołano byś z nimi walczył!
Offline
Wszyscy Jedi… *Podjął nadal uzyajac jeżyka ojczystego. To dobry pomysł. Tessa nie musiała wgłębiac się od razu w ich sprawy narodowe* byli zawsze niczym więcej jak pieskami senatu, a wiec kanclerza… a teraz Imperatora… *przykucnął przy Tessie, pozwalając jej obejmowac się teraz nie tylko za nogę ale i za szyje, włazić na plecy i wszystko inne. Owszem, czuł coś na kształt gniewu, oburzenia i obrzydzenia, ale był ponad tym. Mówił monotonnie, z niemal całkowicie zamkniętym okiem.* Ci, którzy krzywdzili Kalee i jej dzieci, zostali wchłonięci w jej ziemie. Ciała spalono, wcześniej obchodząc się z nimi jak należy. Zaplacili za to straszliwą cenę. Jesteśmy kwita *nagle uświadomił sobie, ze większość blizn jego ciała pochodzi z okresu, kiedy jako Izvoshra walczył z republikańskimi żołnierzami i Jedi. Nie z Hukami, których Kaleeshowie mieli za odwiecznych wrogów. Zamyślił się nad tym i nic już nie powiedział*
Offline
*Dziewczynka oczywiście gdy tylko miała możliwość, zaczęła oczywiście przytulać się do Hakona, łazić po nim i co tylko jej przyszło do głowy. Ich języka w cale nie rozumiała choć to do pewnego czasu w cale jej nie przeszkadzała. Przeciągnęła się wkrótce i znów próbowała się wspiąć na fortece Hakonowską*
Offline
*nerwowym ruchem skrzyżował ręce na piersi, kręcąc przy tym głowa w geście przeczenia. Marszczył skórę naokoło oczu, w wyrazie kaleeshianskiego zagubienia w sobie, w swoim gniewie i dwuznaczności. Oraz w tym, ze Hakon z jednej strony ma racje a z drugiej bredzi. Ale przecież nie można widzieć tego z dwóch stron. Strojąc po środku trzeba to jakoś pogodzić* Hakon... *odezwał się w końcu. Nieświadomie przechodząc na jezyk wspólny* jedi sa źli. Pohrrywają dzieci... niszczą ich wole... potem niszczą wole innych... zabijają dziesiątki niewinnych istot, ranią je, sphrrawiaja im ból... na rhóżnych światach... oni sa dowódcami, oni podejmują decyzję... *podszedł w koncu do Hakona, i osunął ciało na kolana. Wyglądało to tak jakby klęczał przed a-juatem, ale on po prostu tak bardzo potrzebował widzieć jego twarz* oni są źli... po phrostu...
Offline
*Spokojnie znosił zabawy Tessy. Nawet jak pociągnęła go za włosy, czy ucho. Jak cierpliwe zwierze* no to kto jest dobry, Seco? Imperator? Grievous? Ja, Ty? Nikt nie jest dobry, bo każdy kiedyś zrobił komuś krzywdę… sam, lub wykonując rozkazy… *Podniósł głowę i pozwolił patrzeć sobie w twarz. Spokojną z doświadczenia. Taką, która widziała już zbyt wiele, by jeszcze kipieć ekspresją. Ile był starszy od Secorshy? Pół jego życia, może trochę mniej. Właściwie niewiele. A jakże dosyć…* Biel i czerń to tylko dwa kolory, Secorsha. Tylko dwa…
Offline
ja nikomu nie zrobiłam krzywdy*oburzyła się dziewczynka, fukając i marszcząc swoje młodziutkie czółko. Przytuliła się obrażona do Hakona mimo wszystko i nasłuchiwała się dalszej rozmowie pomiedzy Secorsha a Hakonem* ale kto to jest Je-di?
Offline
Grievous jest dobhrry! *krzyknął w twarz Hakonowi, wyciągając energicznie ręce w spontanicznym geście i łapiąc go za ramiona* Impehrratohrr tez! Chce, by w galaktyce zapanował pokój, sphrrawiedliwośc i szczęście! Kazał wytłuc jedi, bo oni byli źli! Bo za dużo po swojemu rhobili i chcieli skrzywdzić niewinnych! *Uśmiechnął się dziko do a-juata* A Ty będziesz dobhrra, bo Hakon wychowa Cie na kaleeshanke, nie, Hakon? Będziesz miała taka dłuuga spluwę i będziesz wypalać dżedajom mózgi! Conie? Bo Jedi sa źli. Oni by Cię chętnie zabhrrali do takiej wielkiej... smutnej, mhrrocznej świątyni... bez mamy, taty, Hakona i Tibo... sama być była... i by Ciebie tak! *Przyczaił się, pochylając głowę, i unosząc przedramiona z rozczapierzonymi palcami, celem wystraszenia dziecka* buelelele!!! *wywalił jęzor i opętańczo pokręcił głową, robiąc z siebie prawdziwe monstrum* i tak by Ciebie sthrraszyli! Mowie CI, to by był koszmahrr!
Offline
*Po tej wypowiedzi mógł zrobić tylko jedno. Westchnąć i bezradnie opuścić ręce. Mów do słupa, a słup jak dupa – jęknął w myślach. Słuchał tych bredni, czując się jak nigdy bezradny. I to w tak trywialnej sprawie. Mógłby rzec jasna Secoershę sprać i narzucić mu swoje argumenty. Ale nie był wcale taki pewny sukcesu* nie strasz jej *syknął przez żeby. Ów „straszny potwór” w wykonani Seco był żenująco zabawny, ale dziewczynkę mogł wystraszyć*
Offline
*I w rzeczy samej, Tessa, jak tylko Secorsha zaczal sie do niej zblizac zrobiła wielkie oczka, usta szeroko otworzyla az w koncu wtulila sie w Hakona i pisnęła.* poootwóoor poootwóooor!* krzyknęła do Hakona wtulając się w niego jak nigdy wcześniej*ocalim mnie, ocalim mnie!!*jeknela do swojego opiekuna*
Offline
*Hakona trochę się bał. No, może nie bał, a szanował. Wiec przestał. Opuścił ręce, podniósł głowę i na powrót zmienił się w Secorshę* no właśnie Jedi to takie złe potwohrry sa. Ale nie mahrrtwi się, sa jeszcze na świecie Ci dobrzy, jak my. No i generał Grievous *rzekł z rozrzewnieniem, siadając po turecku na przeciwko nich* wiesz, kto to generał Grievous? *zapytał już łagodnym głosem Tesse* on jest właśnie dobhrry. On wszystkich tych potworów zabijał, żeby nie pohrrywały dzieci!
Offline
Wątek Zamknięty