GRA FABULARNA W REALIACH GWIEZDNYCH WOJEN
*Dziewczynka z zaciekawieniem przyglądała się zwierzęciu. Jeden paluszek, akurat ten wskazujący, którym wcześniej na nich wskazywała przyłożyła do ust i przechylając łepek to na lewą stronę. Gdy już miała kucać by wyciągnąć do niego rączkę została podniesiona do góry. Głowe do góry uniosła i na Hakona spojrzała nie wiedząc o co chodzi, ale mimo wszystko trochę też ze strachu chwyciła się kurczowo potworka i uśmiechnęła się szeroko*ooooo! jak tu wysooko! Ale...to znaczy że jest więcej planet niż tylko ta o ?*zapytała kurcząc usteczka*
Offline
Nie bój się *szepnał Hakon, przytrzymując jej łydkę pazurzastą, silną dłonią. Spod ochronnych bandaży widać było stare blizny. Zwierze było spokojne i bardzo ciepłe* Jest wiele planet *odpowiedział, a upewniwszy się, ze siedzi ona pewnie, chwycił zwierze za kantar i ruszył bok w bok z nim, powoli, ku furtce, która otworzywszy lekkim kopniakiem, wprowadził eopie wraz z jeźdźcem na ogrodzony teren, gdzie były jeszcze trzy podobne zwierzęta, skromne zadaszenie i nic poza tym. Żadnej paszy, żadnej wody. Hakon obejrzał się przez ramie, na dziewczynkę. Czy siedzi, i jak wygląda wyraz jej twarzy*
Offline
a jak wiele jest tych planet? więcej niż paluszków?*zapytała podnosząc jedną rączkę w górę, lecz gdy zwierzak ruszył, pokiwała się to na lewo to na prawo, przewróciła oczkami i zaraz znów trzymała się mocno* ojoj! patrz tam *próbowała wskazać Hakonowi noskiem na pozostałe trzy podobne zwierzaki* to chyba jego rodzinka...a jak on się nazywa?*zapytała nieśmiało. Widać już troszeczkę się oswoiła, bowiem zaczęła mówić. Ba, nawet zaczęła dużo mówić.*
Offline
Dużo wiecej *odpowiedział. W jego głosie zaczeła zachodzić powoli ledwo zauważalna zmiana. Na nieco cieplejszy. Na tyle, ile się dało. W Hakonowej normie. Zamknąwszy za imi furtkę spojrzał na inne eopie. Wszystkie odpoczywające po dniu pracy. Miały spuszczone łby, i ryjkami przekopywały piasek w poszukiwaniu porostów. Kilka dni temu to tu było niewielkie złomowisko. Przeniesiono je obok, by tu móc wypasać zwierzęta. Bardzo niewiele wymagają – pomyślał Hakon. Do życia wystarczy im tylko tyle, by ich nie zabijać* Noo *odpowiedział. Nie nadawał topi imienia. Roo znaczyło po kaleeshiansu pozbawioną wyraźnego znaczenia słownego pochwałę. Tym słowem Hakon często chwalił zwierze.*
Offline
*oblizała suche już ze względu pewno na klimat i pogodę usteczka i spojrzała na zwierzaczka* noo. Cześć noo *powiedziała uśmiechając się do niego po czym zerknęła na Hakona i rumieniąc się przy tym zapytała* A Ty?*po czym twarzą przytuliła się do karku zwierzęcia chichrając się cichuteńko. Oczywiście tak by nie zrobić nikomu przykrości. Po chwili, gdy śmieszki przeszły a rumieńce zostały zerknęła w dół na ziemie i swoje sandałki. Zastanawiała się, jak bardzo bolałby ją upadek z takiej wysokości* dlaczego trzeba spadać?
Offline
*Na surowej twarzy kaleesha pojawiło sie coś jakby usmiech. Bardzo sie staral, by tak to wygladało, ale jego skóra na pysku nie była w tym wyrazie wygimnastykowana.Zbyt sztywna, by ładnie, zrozumiale sie uśmiechnąć* Hakon *Odpowiedział, równie cicho jak wcześniej. Dziecko mówiło głośniej, niż on* Nie trzeba spadać *Dodał, wyciągajac ręce. Przy wysokim zwierzęciu był niski, nie mógł jej po prostu złapać. Z dłoni uczynił coś na kształt koszyczka, w niemej zachęcie, by zsunęła mu sie w objęcia. By mógł ją złapać i bezpiecznie postawić* Zawsze trzeba wybierać lepsze wyjscie *Dodał szeptem.Ale dodał. Poczuł, ze jest z siebie dumny. Łatwiej mu było trafić w oko hukowi z dużej odległosci we mgle, niż odezwać się więcej, niż to konieczne*
Offline
*pogłaskała powolutku i ostrożnie zwierze, które mimo wszystko ( czyli naturalny urok osobisty etc) nadal wzbudzało w niej strach i niepewność. Przygryzając dolną wargę, chwytając się mocno zwierzęcia i spinając wszystkie mięśnie, powolutku zsunęła się z jego grzbietu na ręce Hakona. To był już duży wyczyn. Zaufała mu, w tak ważnej sprawie bo przecież mogła spać na dół i upaść niefortunnie. Mocny ucisk przerzuciła na niego i odetchnęła z ulgą przymykając oczka.* jestem Tessa *powiedziała rumieniąc się nadal i spoglądając prosto w jego oczka* latająca księżniczka...
Offline
*Oczka Hakona a raczej jego jedno oko było teraz przymkniete a źrenica duża, rozszerzona mrokiem, ktory ich otulił. Bez wysiłku przejął ciezar dziecka na swoe ramiona, utrzymujac ją w górze, przed sobą. jakby w locie. Latająca Księżniczka. Ładne imię. Skinął głową. Tkaniny opadajaće na ramiona z jego turbana poszorowały ramiona i obojczyki. Postawił Latającą Księżniczkę tuż przy swojej nodze. Co dalej? Zapytał głos. Eopia odprowadzona do zarody. Czas spać. Ale... nie był sam. Spojrzał na szopę - schronienie dla zwierząd* chodź *szepnął i wszedł. Wierzeje były otwarte. Tu też nie było ani paszy ani wody. Jedynie pod okapem, na grubych metalowych belach z odzysku unosiła sę niewielka platforma. Mogły pod nią wchodzić eopie a na niej leżały stare szmaty i worki. Prowadziła tam drabinka. akon zachęcił dziewczynkę ruchem reki, by tam weszła. To powinno byc bezpieczne miejsce - pomyślał. Dla ich obojga*
Offline
*Dziewczynka gdy została sprowadzona na ziemie przytuliła się do nogi Hakona. Bała się będąc tu jedną z najmniejszych istot a dookoła tyle niesamowitych rożnych różniastych osobników. Gdy ruszyli, szła tuż przy nim bo przecież to jego tu znała najdłużej i najbardziej. Wgramoliła się w jakiś sposób tam, gdzie on tego chciał i usiadła krzyżując nóżki.*lubisz Hakon Morfisjusza? Wydaje mi się, że musi on mieć dużo przyjaciół skoro tak dużo przyjaciół go odwiedza
Offline
*Niczym drapiezny ptak w zaciekawieniu nieznacznie łeb przekręcił, badajac jej oblicze jedynym, czujnym okiem, jakby szukał podpowiedzi. Nie wiedział, o kim ona mówi. Prawdopodobnie było to jakieś bóstwo, lub bohater jej rasy. Domyslił się, ze chodzi o śmierć, lub wladcę raju. Tak, takich to zdecydowanie sie lubi - pomyslał. W odpowiedzi zaś wzruszył ramioami* Nie wiem, nigdy go nie poznałem *rzekł, po czym sam wszedł na dwa stopnie drabiny, by zajrzec na podwyższenie na które polecił jej wejsc. Tu będziesz miałą bezpieczny sen *Szepnął. w oddali leżały worki. w sam raz, by sie w nich zakopać*
Offline
*zamrugała dwa razy i chwile kontemplowała nad tym co odpowiedział jej Hakon* ale przecież...to by znaczyło że nie śpisz...nie wolno tak, trzeba spać przecież!*powiedziała bardzo przekonana o tym co mówi. Podrapała się po głowie i ustąpiła mu miejsca by mógł również wejść i położyć się obok niej. Nawet poklepała rączką miejsce i szepnęła* choć! pokażę Ci moje największe skarbeńka
Offline
*Szybko pojął po tej podpowiedzi, ze miała na myśli po prostu sen. Rozchylił wargi, błyskając dwoma białymi, górnymi kłami. Bardzo krótko i jakby nieśmiało, nie wprawiony* Zdecydowanie, większość istot go lubi *nie powiedział wszyscy. Czasem rzeczony Morfisjusz raczył podczas błogiego odpoczynku wymyślnymi torturami. Wtedy tez uciekało się z jego królestwa z krzykiem. Każdy to przezywał. Hakon tez. Kiedyś, bo teraz już nie* Musze iść *odpowiedział, nie wchodząc dalej, ale nadal stał na drabinie, obserwując jak piaskowy kot swoje młode* Jutro przyjdzie dzień i musimy być na niego gotowi. Idź. Idź do Morfisjusza…
Offline
*Zaśmiała się cichutko i poprawiła swoje dwa kucyczki.*wiedziałam że go znasz*powiedziała zadowolona z siebie i już miała się przesuwać by mógł położyć się obok niej gdy ten powiedział że nie przyjdzie*ale...ale...tu jest miejsce, całkiem wygodne....możemy we dwójkę tu o...będzie nam cieplej..*widać, miała nadzieje że zyskała nowego przyjaciela, który zechce się nią zaopiekować. Jej wielkie oczy przypominały teraz ślepia zwykłego małego kotka, który niedawno co się urodził*
Offline
*Nie mógł zabrać jej do domu. Wynajmował mieszkanie i to nie sam. Jeden pokoik, a właściwie łóżko gdzie i tak ledwo tolerowno jego i jego inności. Przyniesienie do domu obcej istoty, nawet dziecka skończyłoby sie awanturą i kłopotami lokalowymi. Nie chciał ryzykować. jego spojrzenie stało sie twarde i nieugięte. Nie brutalne. Po prostu nieco cięższa forma zdecydowania* Zostań tu. Bedzie Ci dobrze. Wrócę rano. Niech nikt Cie nie zobaczy *wyszeptał, by za chwile zeskoczyć płynnie z drabiny i nie oglądając się opuścić pomieszczenie*
Offline
*Właściwie, nie pierwszy raz Tessa słyszała takie słowa z ust kogoś komu zaufała. Bez oporów i bez żadnych słow już po prostu pokiwała głową i została tam gdzie jej kazał. Położyła się i zamknęła swoje oczka, by wkrótce zasnąć *
Offline