*A Seco, jak to Seco – kupił to od razu, nawet reszty nie wydając. Niemal podskoczył, podłoga, choć stabilna, zadrżała. Cyborg zarzucił ramieniem w geście ‘za mną” i ruszył ciężkim krokiem ku wyjścia, przez które wybiegł Hakon*

tymczasem....

*drzwi w jednej z kabin uchyliły sie siejąc mroczną szpara, rozszerzającą się w miarę jak durplast ustępował pod naciskiem zakrwawionej reki tajemniczego napastnika. Wyskoczył, i jak się nie zamachnie na kaleesha kolba karabinu... kim był? Trudno powiedzieć, jak się stoi tyłem i cieszy mordę sam do siebie... ale w lustrze, przed którym Hakon wychichalał flaki, mógł ujrzeć cos jakby zarys hełmu klona...*

[dla Hakona]*cios przeciął powietrze sierpowatym ruchem, znacząc czarną smuga, zupełnie bezgłosnie, a  kopnięcie kaleesha posłało go na powrót do kabiny, z  jęknięciem kogoś, kto był ranny, a za wcześnie wstał. Łomot, brzękający pobity sedes... a to niedobrze jak się robi hałas w czyimś statku*

*w kabinie, na pobitym sedesie siedział klon. W hełmie, ale bez zbroi, w przesiąkającym krwią w miejscu dziwnie znajomych zranień płaszczu. Podniósł ręce do góry, powoli* to ja! Teer! *szepnął, choć systemy w hełmie i tak zmieniły ten głos po swojemu.* nie poznałem Cie! *jego broń, najpewniej niedzałajaca, leżała na podłodze. Szpara w hełmie skierowana była ku twarzy kaleesha*

*Tang pokręcił głową i rzucił wrogie spojrzenie "radzie" po czym powolnym krokiem pomaszerował za Seco. Nie podobała mu się ta sytuacja, ale cóż, może uda mu się przemówić do rozumu tej kupie metalu. Aż Mando uśmiechnął się pod nosem, "kupa metalu" tym teraz był Secorsha... nie było to określenie obraźliwe, przynajmniej nie w jego mniemaniu. Wśród przyjaciół Tanga każdy miał jakąś dziwną ksywkę, trochę obraźliwą ale w sumie dało się to wytrzymać.* Gdzie idziemy? *zapytał już po wyjściu z "komnaty rady"*

*No i przywalił w Seco, przez co o mało nie wylądował na posadzce. W normalnych warunkach to by się to nie stało, ale spróbuj zaatakować chodzącą ścianę metalu* Ostrzegałbyś... cholera, ale głową przywaliłem *mruknął nieco zdezorientowany Tangorn i zręcznie ominął Seco, wpatrując się w drzwi kibla* Jaką znowu rozmowę? Ehh... dobrał właź, nie mamy całego dnia

O kurwa latający cyrk... zamknąć się obaj... *warknął Tang wkraczając do kibla i oceniając zaistniałą sytuację. Tego im jeszcze brakowało, by Teer zastrzelił Seco, myśląc że ten to Grievous. Przynajmniej Hakon się odnalazł* Teer, to nie jest Grievous tylko nasz zaginiony na Utapau przyjaciel, kaleesh Secorsha. Nie pytaj mnie czemu tak wygląda, sam nie wiem a ten tu mgliście odpowiada... Seco, to nie jest kurwa Jango Fett... a raczej nie do końca, bo to jest jego klon, jasne? Dobra, a teraz ładuj te swoje durastalowe dupsko do środka i nie wymądrzaj się, bo sytuacja nie jest za ciekawa dla nas...

*Izviorsha przewalił jedynym okiem, i skrzyżowawszy przedramiona na piersi przeniósł ciężar ciała na zdrowa nogę, zerkając na wszystkich nieco przekornie. A gdzie „o kurwa, Hakon!” pomyślał sobie. Nawet zdobył się na całkiem wyraźny uśmiech w stronę Tanga. Dobrze powiedział: cyrk. Ale przynajmniej zabawny. Bo chyba tak w cyrku być powinno. Chyba*

*Secorsha widzac co Tangorn robi, demonstracyjnie klepnął się w metalowy czerep* tan, czyś ty w banthy spadł, kto by w shrraczu podsłuchy rhobił?! Przecież tu phrrywatnosc się istotom należy! U nas na Kalee to nie do pomyślenia, żeby w kiblu podsłuch był *tylko czy na Kalee były kible? Jak już powiedział, co wiedział, spuścił ramiona i wbił nieco zdezorientowany wzrok w mando i ze słowa na słowo robił coraz większe oczy. Chyba odebrało mu mowę.*

*Teer złapał się za głowę i na powrót na sedesie usiadł, bo bał się ze nogi zapomną po co je ma*