GRA FABULARNA W REALIACH GWIEZDNYCH WOJEN
kiedy Tangorn, Hakon i Teer byli już przy ślicznotce Tana, z wyładowana ładownią, pojawił się Seco. W ręku miał plecak, na ramieniu Tiba. W gadzich oczach zadowolenie, niczym dzieciak jadący na kolonie. Wszystko gra i tańczy i fajnie. Statek wyszedł z nadprzestrzeni, załoga się załadowała i... i nic się nie stało. Ładownia została otwarta, próżnia ich wessała, silniki odpaliło, cycuś. Nawet Hakon, deklarujący chęć rozstania się z nimi znalazł dla siebie działający kawałek myśliwca. Zostało wiec ich trzech. Okazało się, ze są gdzieś na zewnętrznych rubieżach, w okolicy Ryloth. Wszystko fajnie. Jeden skok, kilka nudnych godzin i znowu przywita ich wielki owal Mandalore. Zanim jeszcze wszyscy przeładowali się do kabiny pilotów, rozpoczęło się cos, co ujrzeli dopiero będąc we wcześniej opisanym miejscu. Komunikator piszczał, informując o oczekującym przekazie. W oddali zaś krążownik Imperium ostrzeliwał „krązowniczek” „Separatystów”
ciąg dalszy: http://www.star-tales.pun.pl/viewtopic.php?id=51
Offline