GRA FABULARNA W REALIACH GWIEZDNYCH WOJEN
Zdawanie się na los? *zapytał nieco zdziwiony i zmarszczył brwi. To było proste pytanie, ale tylko z pozoru. Zastanowił się nad doborem słów, by kaleesh zrozumiał o co mu chodzi* Los... jest to w dużej mierze połączone z przeznaczeniem, zgodzisz się chyba ze mną? Jednak Mando nie uznają czegoś takiego jak przeznaczenie, każdy z nas jest kowalem własnego losu, dlatego też nigdy nie poddajemy się bezczynnie, twierdząc "że co ma być to będzie"... dla nas nie ma czegoś takiego... *cały czas mówił powoli, starając się jak najlepiej oddać naturę filozofii Mandalorian, lecz było to dla niego trudne, zwłaszcza, że wiele zapomniał. Spojrzał na nieprzytomnego Secorshę i westchnął* Mamy dwa wyjścia, zostawić go samemu sobie... ale zdajesz sobie sprawę, że będzie na nas naciskał, a zwłaszcza na Ciebie *w tym momencie przeniósł swe spojrzenie na Hakona* Ale tez możemy zrobić tą małą mistyfikację, wtedy on będzie szczęśliwy, chociaż na nasze barki spadnie ciężar tego, ze go okłamujemy... ale w dobrej wierze... I musimy coś postanowić, bez zdawania się na "Los"...
Offline
Ja mimo wszystko stawiałbym na "los". Nich los sie martwi. My sobie poradzimy *skrzyżował ręce na piersi.* Secorsha też sobie poradzi. *Znowu otworzył butelkę, napił sie, zamknął i odstawił na pulpit. Rozejrzał się znowu. Ruchliwy się zrobiłem - pomyślał. I gadatliwy. Chyba juz pic nie powinienem...*
Offline
No dobra, zdamy się na ten cały "los"... ale to Ty będziesz się mu tłumaczył, czemu go do generała nie doprowadziłeś, bo o ile pamiętam, to Seco stwierdził ,ze raz dwa go odnajdziesz... *mruknął bez przekonania i wstał z fotela pilota. Wziął ze sobą butelkę brandy i schował ją bezpiecznie do szafki, wyjmując jakąś lepszą wódkę* Ja miałem go tylko dostarczyć na Utapau...
Offline
*Dziewczynka błądziła przez dłuższy czas po statku szukając swoich znajomych. Właściwie, chodziła tylko tam i z powrotem bo nie miała odwagi by wejść głębiej. Zrezygnowana wróciła na swoje miejsce i przykrywając się rzeczami Hakona, zaczęła krzyczeć i wołać go, by w końcu może ją usłyszał* haaaakoon...haaakooon!
Offline
Odnajdę... *powiedział spokojnie, wykorzystując ostatnia chwile ich kontaktu wzrokowego na patrzenie w oczy człowieka* jeśli cokolwiek tam z niego jeszcze jest, to to odnajdę... *nie mógł sie pozbyć wrażenia, ze mado jest rozczarowany. Na to zupełnie nie umiał zareagować. Nastawił uszu, słysząc nawoływanie* wybacz na chwile *wyminął człowieka, i wyszedł z kabiny*
Offline
Dobra... *rzucił na odchodnym i spojrzał na Secorshę, który nadal był nieprzytomny. Po chwili skierował swój wzrok na tablicę kontrolną i pulpit głównego komputera. Wprowadził kilka komend i sprawdził parametry lotu, wolał mieć pewność, że znowu gdzieś nie przypierdolą. Następnym razem mogą nie mieć tyle szczęścia, by znaleźć się na zaludnionej planecie... Po chwili z ciekawości sprawdził system kamer w poszukiwaniu Hakona... Nie był podejrzliwy w stosunku do niego, tylko zajrzał tak z czystej ludzkiej ciekawości... Bo zdawało mu się, że ktoś wołał kaleesha po imieniu...*
Offline
*Dziewczynka nawoływała mężczyznę coraz to głośniej i bardzo żałośnie. Miała już wrażenie że on ją po prostu zostawił, bo go obraziła tym "hakonowatym" przezwiskiem. Po jakimś czasie po prostu przestała już wołać Hakona i zaczęła szlochać cichutko. Po raz kolejny została całkowicie sama, jak mały paluszek u lewej stopy. Dobrze że miala chociaz jego rzeczy do ktorych mogla sie przytulic*
Offline
*Jęknął, stęknął i przewalił się w fotelu na bok. Spał dobrze, głęboko i spokojnie. Nie chrapał. Nie był niczego świadomy ale ruch mógł sugerować, ze wkrótce się obudzi*
Offline
*po wyjściu z kabiny poprowadził go korytarz, az do pierwszego zakrętu, we wnękę, gdzie zostawił rzeczy* Tessa? *zagadnął cicho. Było ciemno, a o trochę pijany, ale zdało mu się, ze ja widzi. Tak, to ona. Nie podszedł, a jedynie przytrzymując się ściany przykucnął, by mogła dobrze widzieć jego twarz* Jestem. Zawsze jestem…
Offline
*Popatrzył niespokojnie na Seco, a jeśli gdy się obudzi żuci się na niego, bo pomyśli, że go zdradzili? Na pięści to by pewnie dostał w dupę od kaleesha, więc miał nadzieję, ze nic mu nie będzie... spojrzał ekran z systemem kamer i w końcu zlokalizował Hakona... był w pomieszczeniu z tym małym dzieckiem, co dosyć intrygowało Tanga... małe dziecko i kaleesh samotnik... bardzo interesujące, będzie musiał się o to Hakona zapytać*
Offline
*kolejny jęk rozległ się po kabinie pilota/pilotów* Tan? *mruknął Seco, walcząc z powiekami o ich otwarcie* Jessteś tu... o wielki Shrupacku, Tan... jak mnie je... *czkniecie* ...bie... uh.... sssso się stało? *podniósł rękę do czoła, a potem spróbował sobie rozszerzyć powieki* KUHRRRWA! *wrzasnął, kiedy i tak przyćmione światło oślepiło go po rozszerzeniu powiek. Źrenice były rozszerzone do granic możliwości. Minie jakiś czas nim odzyska wzrok*
Offline
No wreszcie... *mruknął i odwrócił się do Seco, który raczej kiepsko wyglądał* No, już się martwiłem czy się obudzisz... nie mam pojęcia co się stało, nagle odleciałeś... Nic Ci nie jest? *Mando skłamał, mówiąc że nie wie czemu stracił przytomność, ale nie powie mu przecież, że celowo go uśpili, by w spokoju pogadać z Hakonem o generale* Chcesz coś do popicia? Wódki?
Offline
Daj... *jęknał, na ślepo wyciągajac mechaniczną ręke w stronę głosu Tana. Druga reką trzymał sie za głowę* Pamiętam... chyba miałem coś przyćpac.. Hakon... był tu... żyje on? Piliście coś? *najwazniejsze pytanie - czy pili. Seco przełknął głośno ślinę* cos kojarzę... śniło mi sie, ze gadałeś z Hakonem jakieś grzeszne hehrrezje... gdzie on jest?
Offline
*Podał mu do ręki butelkę z czystą wódką po czym odprężył się w fotelu* Poszedł do tego małego dziecka, które było z nim... *mówiąc to wzruszył ramionami i przypatrywał mu się z lekkim rozbawieniem* Nie no, nie piliśmy nic... no prawie nic, czekaliśmy na weterana... czyli Ciebie... zbieraj sie do kupy Ty pijaku... hmm.. a jakie herezje gadaliśmy?
Offline
A... do dziecka... *Jęknał i usiadł prosto. nadal miał zamknięte oczy, i póki co nie próbował ich otwierać. napił się z podanej mu butelki i... syknął, jakby polano mu ranę spirytucem* on jest jebnięty... wiesz... bo tehrrass mi sie wszystko przypomniało... on... on mieszkał w wiosce pohrrtowej nad morzem Jenuwaa... popiepszony był... *machnął organiczną łapą, uderzył się w kontrolke i zaklął, zirytowany. znowu pociągnął łyka* była tam taka.... taka babka... fajna była. Była najlepszym strzelcem w okolicy... i był też stahrry wetehrran... ale wypić lubił, ale miał tez inne cechy, same dobhrre... jak on huków mohrrdował, to az się serhhce rhaduje,. Tan... no i oni rhazem mieli córkę... wiesz,z takich genów to samo złoto... ale brzydka była... *złapał się za pysk* że kuhrrwa słów brak... *zaczął majaczyć jakieś historie z kalee rodem wzięte* a śniło mi sie, żeście z Hakonem wymyślili jakiś kuhrrwa plan, ale słuchaj dalej... *rzekł z zamiarem podjęcia historii pt "dlaczego Hakon jest jebnięty"*
Offline